
Pierwszy post chyba jest najtrudniejszy, a jeszcze jest trudniej, gdy zaczyna się od recenzji płyty tak kontrowersyjnej jak nowy album Kanye Westa.
Nie będę ukrywać, że Kanye West jest moim ulubionym artystą z kręgu hip-hop. Niegdyś byłam wielkim fanem tego gatunku muzycznego, jednak w pewnym momencie opuściłam zaufany krąg wielbicieli muzyki okraszanej słowem ze względu na wtórność tego co pojawiało się na rynku i brak charyzmatycznej postaci, którą bym kochała w jednym momencie, a nienawidziła w następnym. Kobietą jestem, może dlatego skrajne emocje nawet w muzyce są mi czasami potrzebne:) Kanye i jego muzyka otworzyła mnie znowu na hip-hop i tak jak kiedyś myślałam, że już nie będę z taką pasją słuchać jakiegoś artysty z tego gatunku, tak teraz jego albumy zdecydowanie zabrałabym ze sobą na bezludną wyspę, jeśli by zaszła taka potrzeba.
A nowy album... Na szczęście nie jestem ortodoksyjnym fanem hip-hopu i na szczęście z biegiem lat nabrałam dużego zrozumienia do różnych muzycznych udziwnień. Kanye zaprezentował nam swój nowy album wraz z telewizyjną premierą piosenki - Love Lockdown - na rozdaniu nagród MTV w Los Angeles. Czekałam pół nocy na ten występ nie spodziewając się zupełnie tego, co za chwile nastanie. Pewien 'surowy' wygląd Kanye i prostota całego wykonania, jak i szczerość tego, co pokazał i zaśpiewał sprawiła, że ten utwór stał się dla mnie odkryciem nowego oblicza tego artysty. Niektórzy naśmiewali się z trochę niezrozumiałego tekstu, jednak dla mnie stanowi on najważniejszy punkt tej piosenki - wyraża wszystko to, co zagubiony człowiek w uczuciu może chcieć powiedzieć. Kiedy śpiewa (wow!):
I’m not loving you
The way I wanted to
What I had to do
Had to run from you
I’m in love with you
But the vibe is wrong
And that haunted me, all the way home
... wiem, że dla wielu z nas ten tekst może wydawać się głupawy. Rozumiem go jednak w podobny sposób jak zrozumiałam niegdyś tekst cudownej Alici Keys i jej Fallin'
I keep on fallin'
In and out of love
With you
Sometimes I love ya
Sometimes u make me blue
Sometimes I feel good
At times I feel used
Lovin you darlin'
Makes me so confused
Myślę, że pewne związki przechodzą taki moment w relacjach, kiedy stoimy na rozstaju dróg i czujemy się jak w ciągłej huśtawce emocjonalnej. Tak jest też chyba z tym utworem wyśpiewanym przez Kanye, a zwłaszcza słowami - Nie kochałem Ciebie, tak jak chciałem. Uważam, że lirycznie jest to jeden z lepszych utworów na płycie, cokolwiek byście o nim nie myśleli, zdania nie zmienię:) Co lepsze jednak wersja studyjna prawie mi się nie podoba, sic! Nie wiem, straciła chyba właśnie na swojej szczerości i wszystko brzmi zbyt plastikowo. Z innych piosenek zamieszczonych na albumie warto jeszcze wspomnieć o utworze Say you will. Jest to jeden ze smutniejszych utworów na 808's & Heartbreak. Początkowo myślałam, że pikanie symbolizuje dźwięk pochodzący z monitora podtrzymującego życie (a propos śmierci matki Kanye). Teraz jednak jak w miarę wczytuję się w tekst już nie jestem tego aż tak pewna. Tekst jest prosty, właściwie kilka słów i nic więcej. Wielu osobom nie podoba się zbyt długie zakończenie piosenki z tym powtarzającym się nieustanie dźwiękiem. Jednak dochodzę do wniosku, że może właśnie takie zakończenie miało symbolizować właśnie nieznośne i niekończące się udręki autora tekstu? Nie wiem, pewnie ile ludzi tyle pomysłów na wytłumaczenie tekstu tej piosenki. Bardzo podoba mi się również kolejny kawałek - Welcome to Heartbreak. Pierwsza wersja, która wyciekła, chyba nawet bardziej, bo miała więcej hip-hopowych brzmień w sobie. Jednak jak się raz dowiedziałam od kompletnego laika w tej kwestii, muzyczka brzmiała w niej jak motyw przewodni gier komputerowych, na co zareagowałam oczywiście histerycznie unosząc się honorem:) Teraz jednak po zmianie podkładu mogę stwierdzić, że utwór nabrał lepszego charakteru i nie brzmi już tak wtórnie i kocham klawisze brzmiące w tym kawałku. Lirycznie utwór opiera się na prostocie, gdzie Kanye stara się przedstawić swoje rozterki związane z życiem światowca, a normalnego szaraczka. Dalej mamy Paranoid, kolejny dobry kawałek, z chwytliwym podkładem i refrenem. Wiem, że dla wielu będzie to brzmiało niczym nieużyty odpad nagrany przez NERD. Zdecydowanie jednak piosenka wpada w ucho nawet jak się nie podoba. Moją ulubioną piosenką chyba jest Street Lights. Nie wiem czemu, ale wydaje mi się mega szczerym wyznaniem ze strony Kanye, choć nie czuje w nim bólu tylko dlatego, że go nie ma tam, gdzie może chciałby być. Utwór jest po prostu zapisem tego, co człowiek czasem czuje chcąc powrócić do przeszłości i innego życia, ale to co ma docenia i nie można złapać jednocześnie dwóch srok za jeden ogon. Zdecydowanie Street Lights ze swoim dobrym i nostalgicznym podkładem wyróżnia się na tym albumie. Tak samo jak kolejny utwór - Coldest Winter - przepiękna piosenką dla matki. Mój stosunek do tej piosenki jest dość dziwaczny, ponieważ uwielbiam refren, a zwłaszcza słowa Goodbye my friend, will I ever love again? i ten charakterystyczny dźwięk pod koniec tegoż refrenu (gitarka, klawisze?). Jak się jednak okazało to co mi się podoba jest zapożyczone z piosenki Tears For Fears i ich Memories Fade
Dalej Robocop - niezła zmiana wersji pierwotnej! Chyba Herbie Hancock miał tutaj bardzo duży wpływ na brzmienie całego utworu i brzmi ...? Właśnie:) Brzmi jak dziwna odmiana Coldplay - Viva la vida - oczywiście jest to może duże nadużycie, ale tak jakoś naszło mnie takie porównanie słuchając tego kawałka. I chyba mi się podoba. Pod koniec Kanye śpiewa więcej, sam bez żadnych poprawiaczy i brzmi to nawet lepiej niż kiedy podpiera sie auto-tunerem. Bad News - przede wszystkim super muzyka + auto-tune made by Kanye = nie przeszkadza mi to ostatnie aż tak bardzo, a smyczki dodają jeszcze więcej smutku do tej piosenki. Może się to wydać dość kontrowersyjne, ale co tam mi, nie za bardzo jednak podobają mi się Heartless czy Amazin' czy w końcu See you in my nightmares, ups:> Wiem jednak, że zwłaszcza ten pierwszy kawałek podoba się wielu osobom, ponieważ najbardziej przypomina dawne dokonania Kanye. Dla mnie jednak jest zbyt 'miękki' muzycznie i po prostu nie potrafię się do niego przekonać, przepraszam fanów, ale próbowałam w mękach i nie dało rady:) Duży plus jednak za słowa - jest to chyba najbardziej rozbudowany lirycznie kawałek i naprawdę zwłaszcza refren brzmi nieziemsko:
In the night, I hear 'em talk,
the Coldest Story ever told
Somewhere far along this road, he lost his soul to a woman so heartless..
How could you be so heartless?
Oh.. How could you be so heartless?
Jeśli chodzi o Amazin', to także mam mieszane uczucia i owszem można tego słuchać jednak jest dość monotematyczny i refren - It's amazing, so amazing, so amazing, so amazing, it's amazing so amazing, so amazing, so amazing, it's amazing (Let's go) - jakoś mnie zupełnie nie zaskoczył i jego powtarzalność brzmi niczym refren roku wyśpiewany przez Brydzie Spirs i jej Womanizer'a:> See you in my nightmares to dla mnie niemal koszmar urzeczywistniony, kiedy muszę tego słuchać. Nie rozumiem fenomenu Lil' Wayne'a i chyba nie chcę zrozumieć, nie chce by bolało jeszcze bardziej. Muzycznie jednak ten utwór jest także do 'schrupania' i przyznam, że wokal Kanye jak i gniew w jego głosie naprawde dodaje iskierki tej piosence. Lil' Wayne ma pewnie swój urok też, ale obyłoby się bez niego, zdecydowanie. Na koniec Kanye zaserwował nam swój 'freestyle' pt. Pinocchio Story i... uwielbiam to co było mi dane usłyszeć! Absoultnie przepiekny utwór i poruszyło mnie to, co ten facet ma do przekazania od siebie. Może wydawać się nam dość tandetne i głupkowate by śpiewać There is no Gucci I can buy/There is no Louis Vuitton to put on jednak akurat Kanye emanuje całym tym luksusem i przesadną dbałością o swój image i marki jakie nosi na sobie. Tym bardziej doceniam, że może miał przebłysk tego, że tak naprawde życie, a może raczej szczęście, nie opiera się na tym. Najsmutniejszym element jest fragment o przeprowadce do LA
And the fame will be got caught and the day I moved to LA
Maybe it was all my fault, all my fault to be a real boy
Chasing the American Dream, chasing everything we seen, up on the TV screen
Tak bardzo ten fragment przypomina co sam Kanye powiedział ostatnio:
"I feel like I moved to California, then my mom moved to California, and she did stuff she wouldn't have done if we'd stayed in Chicago. If I'd never made it in the music business, it never would've happened."(Czuję, że kiedy przeprowadziłem się do Kalifornii i później moja mama także się przeniosła i zrobiła rzeczy, który by nie zrobiła jeśli byśmy mieszkali nadal w Chicago. Jeśli nie udałoby mi się w przemyśle muzycznym, nigdy by się to nie wydarzyło). Tym bardziej doceniam ten utwór.
Starałam się w miarę szczegółowo przekazać to co czuje słuchając tego albumu, ponieważ uważam, że album zasługuje na dobre recenzje. Uznaję, że Kanye lepiej wypada w produkcjach hip-hipowych, jednak może właśnie w ten sposób chciał coś pokazać i zmienić w swoim życiu...? Nie wiem i nie chcę tego oceniać. Dla mnie osiągnął naprawdę wszystko w hip-hopie, a ten album dla niektórych może być potwierdzeniem tego, że jest szalony i głupi, a dla innych, że jest... szalony, ale i konsekwentny w robieniu jak mu się podoba i przecieraniu szlaków... czy te szlaki są właściwe? Odpowiedź na to pytanie dopiero poznamy za kilka lat, kiedy to spojrzymy na ten album z innej perspektywy, tak jak Kanye kiedyś spojrzał na swój sławny alfonski garnitur, który założył na rozdanie nagród Grammy;) (stwierdził po czasie, że jednak to był dość niekorzystny wybór). Oceniać też mi trudno szczerość Kanye - jest to dla mnie tak skomplikowana jednostka, że nie jestem w stanie powiedzieć z całą pewnością, że coś co robi nie jest nastawione tylko na czysty zysk. Posiadam jednak wiarę w ludzi, że jednak tak nie jest i tragedia jego matki czy inne jego przeżycia nie są tutaj marketingowo wykorzystywane. A czy szczere? Album ten traktuje jako formę muzycznej terapii dla West'a - mam nadzieję, że potem nagra równie dobry album co Late Registration:> Zdecydowanie 808's & Heartbreak zyskuje na wartości poprzez dodanie smyczków do utworów, a osławiony już złą sławą auto-tune nie przeszkadza aż tak bardzo. Myślę, że wiele już zostało powiedziane tym jak bardzo jest to naganne by ktoś taki jak Kanye próbował naśladować innych w ten sposób. Jednak Kanye w całej swojej samotności odnalazł chyba przyjaciela i ... jest nim auto-tuner;] Jeśli ten album okaże się sukcesem, jestem PEWNA, że wszyscy zapomną o tym i nawet znajdzie naśladowców swojego stylu, bo to trzeba przyznać... auto-tune + piosenki pełne osobistych tekstów wyolbrzymiają cały przekaz podawany nam przez Kanye.
Nie lubię 'gwiazdkować' albumów ani piosenek, pozostawie to innym:) Natomiast ZAWSZE będę polecać po prostu przesłuchanie albumu i wyrobienie sobie własnej opinii.
Bardzo ciekawa recenzja i szczera. Bardzo mi sie podoba, podobnie jak blog. Zycze jego autorce wielu takich wspanialych tekstow jak ten.
OdpowiedzUsuńDziekuje:) Troche przydługa, bardziej niż recenzja wyszło mini-coś o albumie, ale niech bedzie;)
OdpowiedzUsuńDługie wypracowanka autorstwa Wik, czyli to co małe prosiaczki lubią najbardziej. Robocop i Viva La Vida... otaguj ten wpis "brawurowe porównania". ;)
OdpowiedzUsuń