I tak powolnym krokiem prawie powracamy do szarej i poświątecznej rzeczywistości. Wypompowana samym jedzeniem, pochłaniam nowe wieści ze świata muzyki i pochłaniam kolejne porcje muzyki... Zaczynamy. Alexandra Burke zaśpiewała oczywiście swój świąteczny przebój - Hallelujah. Zastanawiam się ile razy można oglądać występ z tym samym utworem w przeciągu tygodnia, może dwóch? Było oczywiście banalnie, ale mamy Święta, dlatego też wybaczamy takie dodatki. Poza tym zaśpiewane z uczuciem i trzeba przyznać, że bardzo ładnie wyglądała Alexandra. Z drugiej strony zastanawia mnie również jaki ostatecznie repertuar wybierze, ponieważ posiada ta dziewczyna szczególny rodzaj głosu, który należy odpowiednio wyeksponować. Wiem, że mówiła już wcześniej, że będzie to muzyka trochę old schoolowa i taką też mam nadzieję. Z niepotwierdzonych wiadomości, ponoć Alexandra ma towarzyszyć Beyonce podczas jej trasy koncertowej. Ktoś się wybiera?
Mój Coldplay (choć ostatnio dowiedziałam się, że to wieśniacka grupa, cóż...) zaśpiewał Viva La Vida i choć nie był to może występ doskonały, ale na pewno końcówka daje odpowiedź na pytanie, dlaczego takie zespoły zapełniają całe wielkie sale koncertowe. Myślę, że ich koncert to niezapomniane przeżycie, ale trochę innego rodzaju niż koncert takiej Jill Scott, Mariah czy innej gwiazdy r&b czy rapu. Viva La Vida, to jeden z moich ulubionych utworów roku 2008 i choć rankingów nie lubię i nie bede raczej tutaj prezentówać (przynajmniej z mojej strony), jednak ta piosenka podbiła moje serce i jednoznacznie kojarzy mi się z wyprawą w nieznane przy dźwiękach tej muzyki. Trochę jak U2, ale to nadal Coldplay. Jeszcze coś od Coldplay, ponoć na swojej oficjalne stronie można pobrać ZA DARMO remix właśnie Viva La Vida (The Thin White Duke Remix) w ramach świątecznego prezentu, awwwww;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Napisz coś od siebie.