poniedziałek, 5 stycznia 2009

Mój Nietypowy Muzyczny Ranking roku 2008

Po dość długiej przerwie powracam chyba na dobre. Zastanawiałam się czy jednak zrobić swój ranking muzyczny jeśli chodzi o rok 2008 i doszłam do wniosku, że zamieszczę poniżej swoje typy, ale to będzie trochę coś innego. Dlaczego? Powody:

  1. Przekornie odkładam wysłuchanie albumów czy artystów na topie (i chodzi tutaj również o popularność bardziej nieznanych wykonawców);
  2. Czasem jeden utwór powoduję, że wykonawca, którego do tej pory nie słuchałam, staję się bardziej atrakcyjny i wówczas sięgam po jego/jej starsze albumy. W ten sposób albumy z roku 2007, nawet wcześniejsze, mogą odgrywać ważna rolę w moim rankingu i trudno mi tego nie ująć w tym podsumowaniu;
  3. Często odgrzewam starocie i na nowo nabierają blasku w moim życiu i katuję albumy, które kiedyś też przeze mnie namiętnie słuchane, po latach/miesiącach znowu zajmują istotne miejsce w moim muzycznym światku.
To tyle jeśli chodzi o wytłumaczenie, dlatego ten ranking będzie INNY. Postaram się treściwie napisać kilka słów i kolejność nie ma znaczenia.

Albumy 2008 roku.

  • John Legend - Once Again;
Album, którego wcześniej nie doceniałam. Jednak jest to zdecydowanie mój faworyt w kolekcji Jasia. Nostalgiczny, pełen ckliwych piosenek o miłości, ale ze szczerym przekazem plus nieco szybszych piosenek z domieszką hip-hopowych nut. Boski, moje ulubione kawałki to Another Again, Again, Heaven, Stereo, Save Room, Show Me i Coming Home. Ten rok był przełomowy dla Jasia w mojej playliście, bo tak naprawdę jest moim drugim ulubionym wykonawcą, a nowy album Evolver choćby tutaj bardziej pasował, podobał mi sie, ale jednak liczyłam na coś innego i Once Again nie pokonał. Jedynie sentymentalnie mogę wyróżnić wspaniały kawałek z Evolver - This Time - typowy nostalgiczny banał pięknie opakowany, dlatego też mi się podoba. Ponadto z Pride (In The Name Of Love), wspaniały cover U2 wykonany przez Jasia - mistrzostwo.


  • Kanye West - Late Registration, Graduation i 808s & Heartbreak;
Prawda, że ładnie?;) Zdaję sobie sprawę, że może to dziwić, ale Kanye w ogóle mnie nie wzruszał w przeszłości jako artysta. Zupełnie odcięłam kiedyś tak mocne powiązania z hip-hopem i totalnie zawiesiłam odsłuchiwanie albumów kogokolwiek. Za powrót mój w te klimaty, odpowiedzialna jest jedna osoba - Kanye West. Zakochałam się w wykonaniu Stronger podczas Grammy Awards i zdałam sobie sprawę, że hip-hop, może jeszcze zachwycać i poruszać publikę i można jeszcze zaciekawić takie osoby jak. Lubię elektornikę, podoba mi się udział Daft Punk, album jest niezły (Graduation). Moim ulubionym kawałkiem jest zdaję się I Wonder, choć to oczywiście się zmienia. Jednak jeśli mam być szczera, to Late Registration totalnie zrobił ze mnie fana Kanye (mocno się broniłam, oj mocno;p) i takie utwory jak Crack Music, Heard'em Say czy We Major dopełniły mojego przeznaczenia i stałam się fanem, fanem Kanye, ale nie Kanyefucjusza. College Dropout (słuchałam już daaawno temu, ten jeden) - doceniam, ale ze względu na to, że kocham smyczkowe partie, chórki, itp. LR jest dla mnie klasykiem. Ostatni album - 808s & Heartbreak - totalne zaskoczenie, walka z negatywnymi opiniami sprawiła, że tym bardziej doceniam, że ten album ukazał się na rynku. Szczery i bezkompromisowy Kanye i nawet autotune mi nie przeszkadza aż tak bardzo, a afro-irokeza plus okulary typowe dla kujonów - ubóstwiam.


  • Mariah Carey - E=MC2 i Right To Dream;
I nawet nie dlatego, że to Mariah, a ja jestem fanem. Gdyby to był Rainbow, pewnie by się tu nie znalazł (z całym szacunkiem dla wiadomych mi fanów tego krążka;p), jednak E=MC2 to album równy w swoich produkcjach. Czytałam, że to jak kopia The Emancipation Of Mimi, cóż, to nie miał być album nowatorski. Mamy jednak r&b na wysokim poziomie, lekkie i bujające. Co ważniejsze, piosenki nie dłużą się, tak jak choćby mam przy słuchaniu niektórych utworów Beyonce na jej nowym albumie i to jest też atut! Jest to najbardziej wyluzowany album Mariah, która znowu idzie pod prąd i nie wydała krążka, gdzie nadmiernie błyszczy swoim wokalem. Ktoś może napisać, bo go straciła, a ja napiszę - na pewno jest w gorszej formie niż kiedyś, ale nadal ten głos jest i wiele gwiazdek nie dosięgnie jej pułapu nawet przy swoich najlepszych możliwościach. Album na pewno jest bardziej spójny niż TEOM i dlatego lepiej mi się tego słucha w całości. Ulubione utwory to zdecydowanie For The Record, od samego początku ta ballada stanowiła dla mnie numer jeden, żałuję, że nie pojawiła się na singlu. Dalej mamy I'll Be Loving You A Long Time z genialnym podkładem DJa Toompa, Thanx 4 Nothin', zabawny Cruise Control czy bujający Migrate. Zdecydowanie od początku nie lubiłam i tak mi pozostało do tej pory - I'm That Chick i Bye Bye, który jest utworem wtórnym i żałuję, że poszedł jako drugi singiel. Oczywiście ostateczny plus dla Mariah za utwór Right To Dream, który obok For The Record, jest dla mnie kawałkiem numer jeden w tym roku od MC.


  • Goldfrapp - Felt Mountain;
Tutaj mam powrót do starych piosenek. Na nowo doceniłam ich twórczość, ale zdecydowanie to Felt Mountain, a nie album z 2008 roku Seventh Tree, ponownie zachęcił mnie do wsłuchiwania się w ich dźwięki. Bajkowa, mroczna i magiczna - taka jest muzyka Goldfrapp. Począwszy od tytułowego Felt Mountain, gdzie nie pada ani jedno słowo, ale unosi się jedynie głos Alison w tle, po Paper Bag, Human czy Utopia, ten album to KLASYK. Moim ulubionym kawałkiem jest Horse Tears, za smutek i za słowa tak pokręcone w swojej wymowie i przeszywające w swojej rozpaczy i destrukcji. Polecam.


  • Coldplay - Viva La Vida or Death And All His Friends;
Może być to dla niektórych grupa, która uległa presji tłumu i nagrała nędzny popowy album. Dla mnie jednak ten krążęk znowu stanowi ciekawą całość, która się nie nudzi. Wybaczcie jeśli mój gust w tym przypadku jest miałki, bo lubię miałkie Coldplay, ale ten album jest przepiękny. Strawberry Swing, Lost, Cemetries Of London czy Violet Hill to perełki, które zagrano z pewną nonszalancją i delikatnością. Niemal jak opowieść o ukrytych zakamarkach i utraconych przyjaciołach, taki jest dla mnie ten album. Od zawsze numer jeden na tym albumie dla mnie to Death And All His Friends/The Escapist, bo lubię rozbudowane utwory, oraz ... Viva La Vida - jakkolwiek by było to popowe (zresztą co w tym złego), to ta piosenka tak mocno przypominająca dokonania U2 pozwala odpłynąć i marzyć o dalekich podróżach.


  • Kissey Asplund - Plethora;
Odkrycie tego roku. Dziwaczna muzyka, której nie jestem w stanie zakwalifikować w jeden gatunek. Mieszanka jazzu, hip-hopu, elektorniki, wszystko... Do tego dodam głos Kissey, ciekawy i urzekający w swojej barwie. Nie jest to album gdzie szukamy wokalnych popisówek, lecz raczej zabaw swoim głosem, słowem i muzyką. Niemal jak połączenie Janelle Monae z najnowszą Eryką Badu. Synatax Error z grającą w tle trąbką, Caos, Entrapped czy jazzowe With You - niepowtarzalne i nowatorskie w każdym wymiarze. Czegoś takiego dawno nie słyszałam. Brawa dla tej pani - Europa może być dumna.


  • Janelle Monae - Metropolis;
Nie stałam się fanem od razu, do pewnych rzeczy się dojrzewa i tak też było w tym przypadku. Z natury unikam momentu, kiedy wszyscy jak muzyczne pszczoły lecimy do tego wyjątkowego artysty, który nie jest może związany z muzyką komercyjną ale to podziemne uwielbienie przeradza się w pewną obsesje i przymus. Dlatego też z czasem dotarłam do albumu Janelle, zwłaszcza jak usłyszałam Sincerely, Jane. Mocny głos, funkowy i nostalgiczny. W dodaktu smyczki w tle i wszelakie instrumentalne udziwnienia, tylko spotęgowały mój zachwyt nad tym albumem. Inna i nowatorska, takich ludzi się ceni, i dobrze, ze nie jest jakoś wydumona zbyt mocno w swoim przekazie. A właśnie, tekst do Sincerely, Jane to liryczne mistrzostwo. Oczywiście Many Moons czy Violet Stars Happy Hunting to ciekawie zaaranżowane utwory, trochę przypominające dokonania Outkast. Żal jedynie, że tak mało piosenek na tym albumie. Janelle to również moje odkrycie w tym roku.


  • Jill Scott - Live in Paris;
Zawsze kochałam Jill i jej koncerty na żywo. Piosenki robią jeszcze większe wrażenie, bo Jill śpiewa bosko, jeszcze lepiej wg mnie, kiedy nie obrabiają ją w studio i kiedy słychać potęgę jej wokalu. Oczywiście nie można zapomnieć o wspaniałym zespole i aranżacjach, tak czasem odmiennych, od tego co słychać na jej albumach. The Way - piosenka, która brzmi zupełnie inaczej, ale jest wybuchową mieszanką soulu i niezmieskiego głosu Jill. Golden - nie lubię zbytnio wersji albumowej, ale ta wersja, gdzie Jill po prostu z okazji tego, że posiada wolność i może żonglować stylami podczas wykonywania tego utworu, powala! The Fact Is (I Need You) - przepiękny utwór o potrzebie istnienia mężczyzny w życiu kobiety i rodziny. Zaśpiewany z uczuciem, wzruszający. Na koniec jak zywkle perełka... He Loves Me (Lyzel In E Flat), tak naprawdę jak usłyszałam wersje live tej piosenki z Paryża, uznałam, że album muszę posiadać. Klawisze na samym początku, a potem muzyczna i wokalna rewolucja - Jill śpiewa swoim donośnym głosem naśladując operowe wokalistki. Jest w tym mistrzynią, nie mam żadnych wątpliwości, bo mało kótra wokalistka może tak brzmieć genialnie i śpiewać z duszą, nie zapominajmy o tym! Brawa dla Jill.


  • Esperanza Spalding - Esperanza;
Napiszę tak - Espera i Fall In - dwa utwory, które zachwyciły mnie i urzekły. Reszta jest równie dobra. Esperanza choć nie posiada genialnego wokalu, to nie zapominajmy, że jest przede wszystkim kontrabasistką. Genialna 23 latka, która nagrała album bardzo zróżnicowany, także dla fanów jazzujących rytmów jak i trochę bardziej tych z pogranicza world music, na pewno coś się znajdzie. Genialna.


  • Lizz Wright - The Orchard (dodam jeszcze Salt i Dreaming Wide Awake);
Przyznaję, że Lizz odkryłam tak kompletnie dopiero w tym roku. The Orchard jest pięknym albumem, to czego czasem człowiek oczekuje od muzyki. Smutny, nostalgiczny i porywający w swoim całym spokoju. Widać też, że pomimo jazzowej etykietki jaką posiada muzyka Lizz, ten krażek jest nieco bardziej zróżnicowany, ale nie dotyka banału. Another Angel, Hey Mann, Speak Your Heart czy This Is - to dla mnie najpiekniejsze utwory z tego albumu. Zwróciłam zwłaszcza uwagę na teksty piosenek, które choć ewidentnie poruszają tematykę miłosną, są na wysokim poziomie i urzekają oraz wzbudzają refleksje z każdym kolejnym przesłuchaniem. Szczególne wyróżnienie dla utworu Vocalise/End of The Line z albumu Salt - za tekst dotykający każdego miejsca w moim sercu.


  • Natalie Walker - With You;
Czasem warto posłuchać trochę spokojniejszych klimatów. Bez większych udziwnień, bez mocnego wokalu, bez obecności hip-hopowych czy soulowych dźwięków. Taka też jest muzyka Natalie Walker - delikatna i nostalgiczna. Przypadkiem natknęłam się na jej album With You i zakochałam się w tej muzyce i słowach, które tam są wyśpiewane przez Natalie. Mój numer jeden to zdecydowanie Monarch, przępieknie zaaranżowany i wyśpiewany. Nie można też nie wspominieć o tytułowym With You czy Over and Under. Szczególnie polecam zwrócenie uwagi na teksty, które są szczere i dobrze napisane. Pozytywniejsza wersja Tori Amos, troche Dido... nie może być lepiej.


  • Common - Be/Finding Forever;
Z racji tego, że odstawiłam w kąt, tak jak pisałam wcześniej, hip-hopowe rytmy, Common i jego albumy wymienione powyżej nie były mi znane. Wcześniej oczywiście jak byłam młoda:> i bardziej zbuntowana, słuchałam, ale pomimo wszystko nadal to nie było to... Oznajmiam zatem, że dzięki albumowi Be, polubiłam Commona, bo zawsze miałam wrażenie, że powinnam go lubić, ponieważ ma wszystko to, co lubie w wykonawcach, a nawet więcej niż mi potrzeba. Wraz z albumem Be otrzymałam jednak mocną oprawę muzyczną, dzięki której jego głos, liryka została jeszcze bardziej wyeksponowana niż wcześniej i podobają mi się te dobitniejsze uderzenia, niż te, które bliższe były wcześniej soulowym klimatom. Tytułowy utwór Be jest mocnym początkiem, po czym mamy już klasyki The Corner czy Testify (genialny teledysk!). Z kolei album Finding Forever, choć jest gorszy, to nadal zawiera moją ulubioną piosenkę - I Want You. Po prostu teledysk nakręcony w formie mini movie jest bardzo dobry i jeszcze ten utwór... Niezłe też są Drivin' Me Wild, The People i The Game (uwielbiam surowość tych utworów, w końcu fan Gangstarra przeze mnie przemawia). Nowy album - Universal Mind Control - choć cenie fakt, iż Common nadal kroczy nowymi ścieżkami, to jednak za mało się wsłuchiwałam w ten produkt by znalazł się na mojej liście.


  • Tawiah - In Jodi's Bedroom;
Zaledwie kilka piosenek od tej angielskiej wokalistki, które spowodowały, że bez tej Pani ta lista ne mogła by się obejść. Epka 21 letniej Tawiah jest pełna dobrej muzyki z mocniejszym bitem i wokalem, który przywodzi na myśl dokonania Jill Scott czy innych równie dobrych wokalistek. Dodam jedynie, że kobieta skończyła taką sama szkołe jak Adele, Leona Lewis, Katie Melua, Amy Winehouse (tak, tak) czy Kate Nash - Brit School In Croydon. Pewna siebie wokalistka, która wyróżnia się na scenie w erze plastiku i komercyjnej papki. Every Step czy Watch Out - bardzo dobre utwory na tym albumie.


  • Robin Thicke - jednak The Evolution Of Robin Thicke, a nie Something Else z 2008;
Niemal jak kopia Maxwella, ale... posiada swój własny urok i teksty równie urzekające jak Jasiu Legenda. Co tu dużo pisać, album z 2006 roku jest zdecydowanie lepszy niż ten z 2008, dlatego też wyróżnienie na tej liście. Angels, Lonely World, Complicated, to utwory ckliwe, ale przez to piekne, bo nie każdy musi nas razić swoim wybujałym męskim ego! Teach U A Lesson - czy moze być coś równie pociagąjącego niż ten kawałek? Na koniec Lost Without U i mamy album na miarę współczesnej odmiany Marvina Gaya czy innych wielkich miłosnych kusicieli w muzyce.


  • Alica Keys - As I Am
Alicia praktycznie nie zawodzi swoich słuchaczy, tym razem choć jest gorzej niż na poprzednich albumach, to nadal Alicja czaruje nas swoją muzyką. Like I'll Never See You Again czy No One to dla mnie kawałki roku 2008, miłosne wyznania, które zmiękczą prawie każde serce. Alicia na zawsze szczera, tworzy muzyke pełną duszy i piękną w swojej melodyjności.


  • Santogold - Santogold;
Tak jak muzyka M.I.A stanowiła dla mnie pewną zaporę nie do przebicia, tak Santogold i jej bardziej ludzka odmiana awangardowej muzyki mnie zachwyciła... Przez M.I.A jak i ogólny szał na Santogold długo się wzbraniałam przed wysłuchaniem tego albumu. Minął cały boom i już było o wiele lepiej... Punkowe, rockowe, elektorniczne i nawet soulowe udziwnienia w tej muzyce jak i wykonaniu stanowią esencję tego albumu. I tak mamy bardziej punkowe piosenki jak Say Aha czy Lights Out, później słuchamy bardzo Miowatego Creator aby zakończyć naszą podróż na My Superman czy elektorniczym Starstruck Mistrzostwo w swoim wykonaniu, bezkompromisowa muzyka wykorzystująca wszystko co najlepsze! Nie da się tego albumu zakwalifikować, polecam.


  • Tori Amos - Under The Pink/Little Earthquakes;
Stara miłość jak widać nie rdzewieje. Tym razem powróciłam do Tori i zwłaszcza jej album Under The Pink zawładnął przez jakiś czas moim muzycznym światem. Niezwykle szczery przekaz, w dodatku cudowne melodie zagrane przez Tori na klawiszach, to jest coś, przed czym trudno jest się obronić. Bells For Her - kawałek o utraconej przyjaźni i trudności pogodzenia się z tym co ma przyjść czy Icicle - kontrowersyjna opowiastka Tori o jej erotycznym świecie, to piosenki, które zapamiętam pewnie jeszcze długo. Z kolei album Little Earthquakes nie postarzał się ani trochę w swoim brzmieniu i przekazie. Poruszył mnie utwór Me & A Gun (opowiada o gwłacie jaki przeżyła Tori) czy Silent All These Years, a na koniec tak przepiękna piosenka jak Winter - cała Tori, niezrozumiana często i trudna do zakwalifikowania. Albumy z przeszłości, ale jeśli macie choć trochę cierpliwości w wysłuchaniu i w wsłuchaniu się! w teksty Tori, to zdecydowanie polecam.


  • Roberta Flack - Chapter II;
Kolejna miłość z przeszłości. Album niezwykle klasyczny jesli chodzi o soul, mniej popu, ale za to więcej serca w tym wszystkim. Kocham każdy kawałek, od piosenki Boba Dylana Just Like A Woman, po Let It Be Me i The Impossible Dream. Ten krążek uwaga! pochodzi z 1970 roku, a nadal zachwyca i wzbudza podziw. Powinien to być album z serii Kiedy Muzyka Jeszcze Miała Znaczenie... Bez Roberty wielu artystów dziś by pewnie nie istniało.


  • Jan A.P. Kaczmarek - Evening
Trochę polskich klimatów, ale... w bardziej klasycznym wykonaniu;) Ścieżka dźwiękowa do filmu Evening stanowiła dla mnie często odskocznię od smutnej rzeczywistości. Kaczmarek jak zwykle stanął na wysokości zadania i napisał utwory przępieknę, gdzie na klawiszach udziela się między innymi sam Leszek Możdżer czy też eterycznie śpiewa Justyna Steczkowska. Rok bez muzyki Kaczmarka, to rok stracony. Dla mnie absolutny mistrz kreowania nostalgicznego nastroju i smutku.


  • Madonna - Confessions On A Dance Floor;
Fanem Madonny wielkim nie jestem, ale ten album musi się znaleźć na tej liście, bo towarzyszył mi przede wszystkim w dobrym okresie, kiedy pięknie było wyjść i pobawić się w gronie znajomych. Absolutnie genialny, jestem miłośnikiem takiego elektronicznego grania i fakt, że utwory łączą się ze sobą i tworzą jedną klubową całość stanowi dla mnie esencje tego krążka. Odkryłam go po jakimś czasie zrażona nieco super hiciorami w stylu Hung Up czy Zachwyciłam się jednak mniej radiowymi nagraniami jak Sorry.Forbidden Love, Future Lovers czy I Love New York. I choć to rocznikowo Hard Candy powinno się tutaj znaleźć, to jednak uważam, że album z 2008 roku jest o wiele gorszy niż to wydawnictwo!


  • Honorowe ostatnie miejsce (21.) Raphael Saadiq - The Way I See It;
Już miał powędrować jedynie do wyróżnień, ale nie można tak... Ten album to coś niezwykłego, stworzono go w roku 2008, a brzmi jak najlepsze nagrania z czasów, kiedy wytwórnia Motown święciła swoje tryumfy! Boskie Oh Girl czy Keep Marchin' - przecież to małe arcydzieła. Nie sposób opanować się przy tej muzyce by nie zatańczyć choć kilka kroków... I jeszcze Big Easy i Love That Girl i doprawdy mam ochotę przenieść się w inną epokę muzyczną. Raphael dokonał czegoś z gruntu niemożliwego - jego album nie brzmi współcześnie, ale doskonale wpisuję się w obecny rynek muzyczny, który jest nafaszerowany wokalistkami typu Duffy czy Amy Winehouse czy w końcu Solange.

Na tyle będzie ode mnie w tym dziwacznym rankingu:>

Wyróżnione, ale nie ujęte w powyższej dwudziestce (bez honorowego wyróżnienia), to:

Q-Tip - Rennaissance, M.I.A. - Kala, Leona Lewis - Spirit, Jazmine Sullivan - Fearless, Jennifer Hudson - Jennifer Hudson, The Foreign Exchange - Leave it All Behind, Chris Botti - When I Fall In Love/To Love Again, Duffy - Rockferry, Marsha Ambrosius - Yours Truly, YahZarah - BlackStar, Sy Smith - Conflict, Stacy Epps - The Awakening, Stephanie McKey - Tell It Like It Is, Maya Azucena - Junkyard Jewel, Madeleine Peyroux - Carless World, Kayna Samet - Entre Deux.

Mniejsze wyróżnienia
, to:
Beyonce - I Am... Sasha Fierce (pomimo wszsytko, zawiodła), Erykah Badu - New Amerykah Part 1 (4th World War) (trudno mi przebić się przez ten album) i Estelle - Shine (za to, że choć to raczej nie moje klimaty, to stworzyła pewien własny styl).

Jeśli pewni artyści, którzy nagrali dobre albumy w tym roku, nie pojawili się tutaj, to pewnie:

- Nie miałam czasu jeszcze ich przesłuchać (np. Dwele, Portishead...);
- Może ich albumy są dobre, ale niezbyt dobre w moim muzycznym świecie;>
- A może po prostu ZAPOMNIAŁAM w całym tym worku muzycznym, który przesłuchałam ostatnio...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Napisz coś od siebie.

Related Posts with Thumbnails