piątek, 12 lutego 2010

Polecam: Kayna Samet (pierwszy singiel)


Kilka dni temu ku mej wielkiej radości w sieci pojawił się najnowszy singiel Kayny Samet, czyli jedynej francuskiej piosenkarki, której słucham. Z racji tego, że u mnie z pamięcią kiepsko, pewna siebie wpisałam w pole SEARCH na moim blogu imię tej wokalistki... i ku mojemu przerażeniu, okazało się, że po licznych próbach w przeszłości, nie napisałam o niej nawet jednej notki. Phi, niedobrze kobieto puchu marny. 

Najpierw od nowości, czyli najnowszy singiel tej piosenkarki z Francji, która wydaje swój drugi album Second Souffle (Second Breath) 5 lat po swoim wspaniałym debiutanckim krążku, Entre Deux Je. Oficjalna premiera przewidziana jest na 12 kwietnia. Poniżej ten tak przeze mnie wyczekiwany kawałek:



Nie tego się spodziewałam i MOCNO się zawiodłam. Nie lubię takich lekko popowych papek, o których jestem w stanie jedynie powiedzieć, że... no miło, przyjemnie i tyle [Leona ma niektóre takie piosenki, ech]. Moje oczekiwania były wyjątkowo duże, gdyż debiut Kayny Samet jest dla mnie jedynym albumem  z francuskiej soulowej sceny muzycznej, który mogę słuchać nie rozumiejąc praktycznie ani słowa, he;) Mam jednak nadzieję, że Kayna pokaże na co ją stać i na albumie będą też piosenki lepsze i chodzi mi tu tylko i wyłącznie o muzykę, bo do słów nie mogę się przyczepić (z tłumaczeń przyjaciela, brzmi to nawet nieźle heh). 

Tyle zatem czekałam na ten drugi album... i jestem zawiedziona, oh crap

Z racji tego, że uważam, iż nie można patrzeć i odbierać tej naprawdę! wspaniałej artystki przez pryzmat najnowszego singla... Trochę ode mnie o niej i jej pierwszym albumie, czyli to co powinnam już dawno napisać na tym blogu. Dlatego zapomnijcie o Second Souffle (chyba, że się podoba heh), a wysłuchajcie próbki jej talentu poniżej.


ENTRE DEUX JE (2005)
Nie pamiętam od jakiego utworu zaczęło się u mnie kompletne szaleństwo na punkcie tej Francuski, ale dawno nie słyszałam takiej nostalgii, smutku oraz duszy w głosie piosenkarki. Widocznie, trzeba szukać diamentów, które mają jeszcze odwagę by prezentować siebie w najczystszej i NAJSZCZERSZEJ postaci. Taki właśnie jest album Entre Deux Je.

Zdaje się, że najpierw usłyszałam Ecorchée vive, czyli wyznanie dorosłego już dziecka emigrantów, które nie potrafi znaleźć wyjścia ze swojej życiowej sytuacji. Piosenka przepełniona goryczą, żalem, gniewem, ale też nadzieją, że stać ją na coś więcej. 



Kayna Samet urodziła się we Francji, ale jej rozwiedzeni rodzice pochodzą z Algierii. Nie dziwi zatem smutek, które można usłyszeć niemal w każdej jej piosence z albumu Entre Deux Je. W ogóle rozmawiałam o tej piosenkarce ostatnio z przyjacielem (nie z PL), który mi wytłumaczył, iż często u takich artystów pojawia się motyw lustra. Dlaczego? Ponieważ zachowują się, ubierają, mówią i czują się jak Francuzi, ale kiedy spoglądają w lustro widzą kogoś z terenów Północnej Afryki [tutaj Algierii]. Bardzo ciekawe spostrzeżenie i pewnie sama bym na to nie wpadła, ale nawet okładka Entre Deux Je potwierdza trochę taką teorię:

Fantastyczny pomysł, zdjęcie, dlatego od razu zwróciło moją uwagę. Nie jestem zupełnie zainteresowana soulem z Francji, ale po niej zaczęłam szukać podobnych mocno melancholijnych brzmień. Niestety nie znalazłam, także jak macie kogoś podobnego do polecenia, to z miłą chęcią wysłucham... pomimo, że język ten jest mi niemal całkowicie obcy. Jeśli artysta potrafi mnie zachwycić i przekonać nawet bez znajomości  języka śpiewanego, to uważam, że jest to wielki sukces muzyki, którą nam przekazuje. Gdybym miała wybierać najlepsze piosenki z tego albumu, to pewnie wcisnęłabym tutaj wszystkie... Pamiętam jednak jak włączyłam ten krążek i poleciały pierwsze sekundy Mon Tour, aż zaniemówiłam z wrażenia:


Niezła melodia, energia i nie wiem, jakoś cały ten krążek wydaje mi się taki... czysty, bez żadnych zbędnych ozdobników i otoczek. Szczerość przekazu, która jest chyba jedynie możliwa, kiedy wydaje się album będąc głodnym sukcesu i uznania. Na albumie znajduje się nawet wspólne nagranie z Mobb Deep, także na pewno warto sprawdzić. Na koniec, En mal d'amour:



Nie jest to IDEALNY wokal, trochę dużo w tym chrypki, ale nadrabia przekazem... Tyle mi wystarczy. 

Nazywają ją ponoć francuską Alicią Keys lub Mary J. Blige i coś w tym jest choć dla mnie ona stworzyła swój własny styl. Mogę nawet przyrównać ten album do Songs In A Minor od A.Keys. Wiem, może dla niektórych przesada, ale można wyczuć podobne emocje, szczerość... Czasami chciałabym by artyści potrafili oddać atmosferę swojego debiutu także na kolejnych krążkach, zazwyczaj jest to jednak niemożliwe.

Teraz tylko czekam czy ten diament nie został zbyt mocno oszlifowany w ciągu tych 5 lat... oby nie, bo w moich oczach straci swoją pewną niepowtarzalność.

Dziekuje Red1;) 

1 komentarz:

Napisz coś od siebie.

Related Posts with Thumbnails