niedziela, 4 lipca 2010

A dziś mamy 4 lipca...

I z 4 lipca kojarzy mi się ostatnio zwłaszcza nagranie Kelis z jej albumu Flesh Tone. Nie wiem co się stało, ale uwielbiam maksymalnie ten pozytywny krążek. Może człowiek czasami potrzebuje takich energetycznych piosenek bez zbędnych filozofii? Pewnie tak, a co najważniejsze Kelis daje porcję niezłej muzyki i znowu czuję, że za kilka lat znajdą się takie, co będą ją sprytnie kopiowały. Inny 4th of July, to już klasyk z albumu Butterfly od Mariah, który leży na przeciwległym biegunie w porównaniu do nagrania Kelis.

Najpierw Kelis i teledysk do 4th of July:



Świetny klip. Tak po prostu. Podoba mi się wszystko, od jej całego image'u, którym żongluje sobie ta kobietka jak chce, po samą piosenkę. Wkurza mnie jedynie ten dichotekowy wstęp w drugiej części utworu, ale sam refren i energia płynąca z 4th Of July jest niebywała i co najważniejsze, zaraźliwa. Kelis powróciła, czy to nam się podoba czy nie, bo wiem, że dla tradycyjnych fanów jej twórczości, może taka Kelis być nie do strawienia. 

A teraz inny, lekki kawałek z Butterfly, czyli 4th of July wersja light;)



Ach, kiedy to było jak człowiek zakupił kasetę magnetofonową z tym utworem na miejscowym targowisku, Katjo pamiętasz? ;) Wielka zmiana MC, genialne wszystko, co wiązało się z tym okresem w jej karierze. Mariah ma talent do takich słonecznych i lekko przesłodzonych piosenek, od Fourth of July, po Twister, Joy Ride czy ostatnio, Candy Bling. Kocham je wszystkie, ha!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Napisz coś od siebie.

Related Posts with Thumbnails