poniedziałek, 19 lipca 2010

Melanie Fiona w Warszawie, czyli osobista pseudo-relacja Wik z koncertu!


NA WSTĘPIE. 

To NIE JEST recenzja, to NIE JEST zdanie relacji z koncertu jako takie i to NIE MIEŚCI się w standardach poprawnego     wysławiania się.  
Powodzenia w czytaniu!


Luźny splot myśli mych po koncercie...

W upale ciężko pisać, cokolwiek. W upale ciężko jest też chodzić na koncerty, kiedy normalnie powietrza brak by oddychać. W sobotę, koncert Fiony w warszawskiej Stodole, o godzinie 20, nie zapowiadał się jak miły wieczór w klimatyzowanej przestrzeni. Ku mojemu zaskoczeniu, przez cały dzień próbowałam wyłapać kilka promieni słonecznych nad jeziorkiem, by następnie odkryć, że wyglądam jak kolejne wcielenie Sully'ego z Dr Quinn. Heh! Gorzej już nie mogło być, prawda? Nie dość, że upał, duchota z zewnątrz mnie kompletnie wykańczała, tak na deser, na własne życzenie, zagwarantowałam sobie docieplenie poprzez krwistoczerwoną opaleniznę. Gotowałam się. Water, give me water. So, my friend/s gave me some wine with ice at home and cold beer. Hojni ludzie wokół mnie;) Na koncert wybrałam się w gronie przyjaciół, zależało mi by wszystko poszło jak najlepiej, bo pomysł z racjonalnych powodów [muzykoholizm] wyszedł ode mnie. Już w domku, w pędzie, razem z moją współlokatorką zrobiłyśmy sobie pre-party maglując na zmianę piosenki Melanie Fiony. Ona Ay Yo w swoim salonie duh;), a  ja w mojej loży szyderców Stomp My Heart [kocham!], i tak w kółko. Emocje, śmiech, pozytywna energia, z takim zapałem pognałyśmy na koncert. A w środku, co za skwar!!  Chłodziłyśmy się dzielnie dostępnymi napojami, ale to na nic, ciężko było, a miało się dopiero zacząć...

W końcu jednak koncert się rozpoczął z drobnym opóźnieniem. Z tego całego pędu porzuciłyśmy napoje i ruszyłyśmy by wejść w jeszcze większe piekiełko, ale już przy jakich dźwiękach! Melanie jakby nie odczuwała duchoty panującej wokół, bo dała z siebie wszystko. Tak jak już wcześniej napisałam, jedyną rzeczą jakiej nie obawiałam się podczas koncertu, to brak charyzmy u tej artystki. Od samego początku jasne było, że taka piosenkarka jak Melanie nie spoczywa na laurach i po prostu posiada niebywałe obycie sceniczne i charyzmę, którą zjednoczyła sobie pewnie niejedną duszę tego wieczoru. Wyśpiewała właściwie wszystkie najważniejsze kawałki ze swojego albumu. Dodatkowo można było usłyszeć kilka cover ów, m.in. piosenki Time After Time (nie przypadł mi zbytnio do gustu). Najbardziej zaskakujące było dla mnie to, iż piosenki, które zazwyczaj słuchałam mniej, np. Ay Yo czy Bang Bang, pozytywnie mnie zauroczyły. Zwłaszcza Ay Yo i energia płynąca z tego kawałka, udzieliły się mnie i moim towarzyszkom. Co chwile każda z nas patrzyła na siebie z uśmiechem, kiedy próbowałyśmy dzielnie tańczyć, machać łapkami, gwizdać, krzyczeć z radości... Pomimo duchoty, upału, zgubienia biletowego wachlarza [to oczywiście ja], przetrwałyśmy. Każda z nas co chwile krzyczała do siebie jak jest po prostu zajebiście i jest to.... prymitywne stwierdzenie wielce heh, ale piękne. Takie bardzo kobiece;) Ot co. Było perfekcyjnie. Wokalnie brzmiała bardzo dobrze. Chórki, zespół, po prostu zgranie na najwyższym poziomie. Sama Melanie, co jakiś czas przedstawiała się, jakby chciała niektórym wbić w głowę na jakim koncercie się znajdują, ot tak, ku pamięci! A poza tym Give It To Me Right czy Monday Morning, fantastyczne piosenki, czego chcieć więcej? Chyba kolejnych koncertów i albumów.

Podsumowując wartości koncertowe. 

Najbardziej taneczny moment:
Bang Bang vs. Ay Yo vs. Give It To Me Right - zwłaszcza przy tym drugim czułam się jak za starych dobrych czasów, kiedy DJ na festiwalach hip-hopowych w moim odległym obecnie Szczecinie, puszczał Naughty By Nature i ich Hip Hop Hooray. Ach, co za czasy i co za publika! I tak też trochę się czułam przy tych utworach, choć brakowało tej atmosfery zjednoczenia i luzu, ale o tym później. Co tu więcej napisać, ENERGIA, zaangażowanie Fiony, powalały i zaskakiwały!!

Najlepszy moment kontaktowy miedzy artystą, a publiką:
Chyba chwila, kiedy Fiona rozpoznała ludzi z tłumu, którzy byli w Empiku podczas rozdawania autografów. I tak można się było dowiedzieć, że dwie? dziewczyny z widowni dzięki takiemu spotkaniu otrzymały darmowe bilety i pozwolenie od rodziców na to by przybyć na ten koncert, heh, choć nie mam pojęcia jakim sposobem zdobyły zgodę rodziców;) W każdym razie, fakt, że prawdopodobnie zapamiętała niektóre osoby z tego spotkania, bezcenne. Grunt to stworzyć więź między Tobą a publiką i jej na pewno się to powiodło. 

Najmniej muzycznie zachwycający moment:
Nadal nie mogę się przekonać do piosenki Priceless czy Johnny. Naprawdę, choć występy były na bardzo dobrym poziomie. Wiem, wiem, może kiedyś docenię;)

Najbardziej wzruszający moment:
Każdy artysta powinien takie posiadać podczas swojego występu i Fiona  stanęła na wysokości zadania, Moje 3 wzruszające muzycznie chwile, to na pewno wykonanie Heartless, It Kills Me oraz Teach Him. Cover piosenki mojego Kanyefucjusza i jak od zawsze twierdziłam, że oryginalna wersja niezbyt mi się podoba, tak wykonanie Fiony już na samym początku pokochałam i nic się nie zmieniło. Później Teach Him i It Kills Me, po prostu wgniatające w ziemię wykonanie. Każda piosenka, to pewnie dla niektórych osób oddzielne historie. Tak też było tym razem. Przy It Kills Me artystka zaczęła nieco spokojniej, minimalistyczne instrumenty, by na koniec dać już z zespołem i chórkiem niebanalny popis swoich umiejętności. Dusza i serce napełniły się wszelkiej maści emocjami jak się spoglądało na ten występ. Pięknie, idealnie i na pewno nie zapomnę. Tak samo Teach Him. Ech, sentymentalna ja, rozmarzyłam się. Cudnie być świadkiem takich popisów scenicznych od artysty.

Zakończenie:
Musiał być bis. Na szczęście w tym wypadku publika nie zawiodła i dzielnie domagaliśmy się kolejnego wyjścia Ms. Fiony z zespołem. Somebody Come Get Me, bardzo przyjemne. 

Jeśli chodzi o ogólne odczucia co do koncertu, takie moje osobiste i bardzo wydumane, to zachwycona jestem Melanie, zespołem, chórkami, miejsce też niezłe, a trochę zawiodłam się ilością ludzi oraz brakiem spontaniczności w odbiorze muzyki. Nie wiem czy to jakiś syndrom Warszawy, bo zdarza mi się to kolejny raz w tym mieście, ale naprawdę, koncert to dobry moment by dać ponieść się muzyce, emocjom, itp. Następnym razem będzie mam nadzieje lepiej!! Porzucę zatem na ten moment moje stereotypowe myślenie. Poza tym ludzie w pierwszych rzędach bawili się najs, także nie będę marudzić i zrzędzić jak stara baba, którą jestem;)

Do domu wróciłam zachwycona, po drodze [oj długa trasa, to była heh] podśpiewując z moją współlokatorką Ay Yo oraz Monday Morning, przy okazji pluskając się w spryskiwaczu krzaczkowatym, gdzieś w centrum Warszawy. Ile było stopni nie wiem, ale zdesperowany człowiek nie posiada poczucia wstydu, ha!;) I prawie wyglądam jak człowiek, a nie jak cegła. Czerowny jak cegła... hmm... to nie taka ma być konkluzja, heh. 

W każdym razie coraz częściej dochodzę do wniosku, że to nie jest blog muzyczny, to blog o pierdołach i moim życiu, lub pierdołach = moje życie;) i tak na marginesie, wspomnę zawsze coś o muzyce, która  jest  ścieżką dźwiękową mojego losu marnego! Brak profesjonalizmu w tym wszystkim, prosty człowiek, pokręcone recenzja tego koncertu... w tym wieku już się nie zmienię, niestety.

Niektórzy się mnie pytali jak było... było zajebiście [już rzuciłam raz  tym very sophisticated słowem, ale słuchajcie...wyszukane słownictwo, TYLKO na Music With Soul heh], a i mama zadzwoniła zadając takie samo pytanie i z rozpędu dostała ode mnie taką samą odpowiedź jak powyżej. No more questions, please;)

A Melanie odwiedziła jeszcze naszą rodzimą TV, gdzie udzieliła krótkiego wywiadu i zaśpiewała Bang Bang [może playback, oceńcie sami]. TUTAJ możecie obejrzeć.

A na koniec... Przepraszam za wstawki anglojęzyczne, ale to ja tak mam czasami uuuu... i tak myślę, że czasami takie nieco chaotyczne posty mogą się pojawiać, uprzedzam zatem, heh.

.... i w ogóle proszę o trochę chłodu, dziś jest, jutro znowu tropiki.

Dziękuje, pozdrawiam i miłego dnia:)
Wik

6 komentarzy:

  1. trochę chłodu: zgubiłas 2 przecinki i jedną kropkę! :PP Johny took my heart..... świetny koncert, a co do publiki- następnym razem razem ich rozruszamy :)

    OdpowiedzUsuń
  2. A to proszę, z salonu domowego dostaje polecenia hah;) Loża szyderców stanowczo odmawia poprawy błędów i Johnny jest "so so", więcej nie puszczać mi;p I rozruszamy, heh, na pewno;)

    OdpowiedzUsuń
  3. chyba z saluunu! a teraz czas na "parole...parole..parole"..life is good!

    OdpowiedzUsuń
  4. no pięknie, a jeśli zdjęcie jest twojego autorstwa to padam na kolana przed tobą

    qbulek

    OdpowiedzUsuń
  5. Heh, kurcze, skłamać? ;p No nie jest, niestety;) ale oddaje koncertową atmosferę właściwie:) Zazwyczaj nawalam fotograficznie w takich chwilach i zdjęcia wyszły mega pokracznie:>

    OdpowiedzUsuń
  6. Fajnie miały te dziewczyny też byłam i Melanie mnie oczarowała, jest naprawde super. Jej głos brzmi lepiej niż na płycie. Na pewno wybiorę się jej następny koncert w Polsce. O ile będzie ale mam nadzieje że tak ;D .

    OdpowiedzUsuń

Napisz coś od siebie.

Related Posts with Thumbnails