Ostatnia notka - wrzesień... Hmm... Jak dawno, kiedy to było? Hmm.... jak było ciepło, to na pewno!;)
Wróciłam, tak już bardziej oficjalnie na jakiś czas, tylko nie wiem na jak długo. Logicznie, prawda? No nic jakoś w moim życiu nie układa się logicznie w całość, ale każdy ma własne puzzle, które sobie dowolnie składa. Nie wiem na jak długo, ale muzyka... muzyka była, jest i będzie zawsze ze mną. Nawet jak zmęczona padałam po pracy czy rano spóźniona robiłam wszystko w biegu... to w tle na pewno ciszy nie było! Tęskno mi było za wieczorami przy kawie i herbacie, z internetem w domu!!, z lampką na moim biurku [obowiązkowo od kilkunastu lat musi być, kiedy piszę!]... Nic się nie zmieniło, te same 4 ściany, przyjazne i znajome powodują, że chce się więcej słuchać i pisać o tym! Po moim dość skomplikowanym powrocie [nie ma to jak spóźnić się na samolot;p], po więcej niż 24 godzinach, dotarłam do mojej wioski, gdzie zasłuchałam się w coraz to nowsze rzeczy, których wcześniej nie słuchałam... Wróciły stare dobre czasy, na jak długo? Trudno mi powiedzieć i trudno też powiedzieć, czy nadal ktoś będzie czytał moje bazgroły, w końcu co z oczu, to z serca;)) W każdym razie...
Myślę, że ten wyjazd pokazał mi znowu! jak bardzo muzyka łączy różnych ludzi. Banalne, ale bez netu i śledzenia wszystkich tych komentarzy, plotek, etc. człowiek dostaje w darze coś więcej - radość z muzyki, tego co jest, bez niepotrzebnych negatywnych emocji. Od kilku dni zaczytuję się BARDZIEJ w różne stronki i widzę, że bez zmian, nadal skupiamy się na negatywach, kiedy tak naprawdę... czasem wystarczy po prostu LET GO to wszystko w kąt i poszukać pozytywnych odczuć. Myślę, że we mnie zaszła też pewna zmiana i nie chce by właśnie takie nastawienie gdzieś się zagubiło w gąszczu tego, co czytam z racji większego dostępu do netu. Przekleństwo i błogosławieństwo w jednym, bo wgryzłam się w sieć i zasłuchuje się w te wszystkie występy i nową muzykę. Może ten blog nie będzie tak systematycznie prowadzony i możliwe, że coś będzie mniej dopracowane, ale to nadal jakaś tuba muzyczno-emocjonalna, więc zapraszam do czytania;) Czysto subiektywnie, nadal.
Z życia, to co szczególne i na zawsze ze mną pozostanie po tym wyjeździe a propos muzyki:
1. Nowy Rok w gronie bardzo międzynarodowym, z przeróżnych [dziwacznych!] zakątków świata i... słuchaliśmy starego old schoolowego R&B i hip-hopu, tańcząc przy Snoopie, 2pacu, Dre, na deser jakieś latynowskie klimaty, moje ukochane techno [khm khm;p], rock, pop, mieszanka wybuchowa. Dowiedziałam się jednak, że tzw. czarna muzyka jest wszędzie... i tak dziewczyna ze Stanów nie mogła wyjść z podziwu, że gdzieś w odległym zakątku Turcji, gdzie autobus dojeżdża tylko raz dziennie, bawiła się przy mocno amerykańskiej muzyce;) Patrzyłam na tych wszystkich ludzi i pomyślałam sobie, pieprzenie o komercji, o tym co dobre i złe, owszem ma jakiś sens... ale i tak wszystko zweryfikuje rzeczywistość i przyszłość. Na pewno stary dobry gangsta rap zdał egzamin wiekowy;)
2. W ostatni dniach przed moim przyjazdem zawitałam do Stambułu, z racji tego, wstyd się przyznać, wcześniej nie było na to czasu... A tam przywitał nas śnieg, a raczej śnieżyca, całe miasto sparaliżowane... Kierunek: hostel i pobliska knajpka... Wchodzimy, a tutaj z głośników wydobywa się znana i uwielbiana przeze mnie Cesaria Evora! I tak dowiedziałam się od znajomych z Brazylii, że owszem, śpiewa w języku portugalskim, ale niezbyt zrozumiałym dla nich:)) Jednak sama myśl, że w Turcji, śnieg, mała knajpka, kot, który gdzieś chodzi pod stołem, Cesaria w głośnikach, a następnie noc na poddaszu w hostelu, gdzie przy fajce wodnej, ludzie z różnych krajów śpiewają piosenki Outkastu i Dra Dre, Warrena G, Red Hot Chilli Peppers. Magia.
3. Wszystkie momenty, kiedy podczas małych prywatnych imprez bawiliśmy się przy muzyce, a ja dowiedziałam się, że moja brazylijska Maysa, ma nawet o sobie serial telewizyjny w tym kraju, ha!;) Czasami muzyka Buena Vista Social Club nam przygrywała, a do snu słuchaliśmy Coldplay i ich Fix You... I wszyscy wołali by zostawić ten utwór, bo smutny, bo tamto, bo siamto... Inne przeżycia, inne kultury, kraje, religie, a te same emocje poprzez muzykę... Dla takich chwil warto żyć!
4. Spotkałam też dość niespodziewanie mocno pokrewną muzycznie i kulturowo duszę. Tak mocno, że za każdym razem nie mogłam wyjść z podziwu, że to możliwe. Rocznik prawie ten sam, zupełnie odległe zakątki świata! Powiedzmy, że osoba X najpierw zobaczyła zawartość mojego komputera na jednej z imprez, po czym wykrzyknęła zaskoczona - Kogo jest ten laptop?? Co za muzyka! Później w miarę kolejnych rozmów, dowiedziałam się, że wychowaliśmy się na tym samym czyli: 2pac, Snoop, Dr Dre, Wu-Tang Clan, Biggie, Brandy, Marvin, Aretha... Siostra osoby X kocha Mariah i Whitney i zaraziła tym uwielbieniem również X. Na moje słowa, że dzisiejszy świat muzyczny nie docenia MC, usłyszałam tekst o tym jak to ona wprowadziła hip-hopową współpracę do popowego świata, słynne Fantasy z ODB [osoba X zna wszystkie te remixy...]. Pomyślałam, cholera! to moje słowa;)! Wspólne zainteresowanie historią Afroamerykanów, X bardziej za... Malcolmem X, a ja za Kingiem;) Po czym, by moje kompletne zaskoczenie było jeszcze większe... Dawno dawno temu byłam wielkim fanem koszykówki, czasy Jordana, itp. to moje ukochane momenty z dzieciństwa, kiedy to nocną porą oglądałam finały NBA;) I tak jak wiadomo, fanów Jordana można znaleźć wszędzie, tak tym razem, było jeszcze lepiej. Zaczęłam interesować się NBA od jednego meczu z Grantem Hillem z Detroit Pistons... a osoba X, obok Jordana, Hilla uważała za jednego ze swoich ulubieńców [ba! nawet koszulka z jego numerem przyleciała z X!]. Plakaty w pokoju 2paca, Jordana, wojny z rodziną o hip-hopową muzykę, ukochany serial Bajer w Bell Air z młodym Smithem. Świat jest mały i na tym polega piękno podróżowania, inni, a tacy sami w pewnych kwestiach. Mniej więcej ten sam rocznik, podobne problemy, podobne fascynacje muzyczne i sportowe... Do tej pory jest to dla mnie dość niezwykłe spotkanie! Muzyka łączy? Banalnie, ale jak w to nie wierzyć po czymś takim heh;)) W kompletnie innym zakątku świata wychowuje się człowiek w podobnych klimatach i z podobnymi fascynacjami. I jak tu wierzyć, że wszyscy jesteśmy wyjątkowi i inni? ;))
5. Ze smutnych rzeczy, zagubiłam mój ipod touch. Czekałam długi rok by go dostać, po czym w Turcji jakiś parszywy host boy w autobusie mi go zwędził. Nie mam za dużo rzeczy, liczy się laptop i od jakiegoś czasu też ipod [wcześniej discman], także... muzycznie podupadłam i przez to... Ech, czas zbierać na nowy!:(
6. Taka pierwsza notka, lekko sentymentalna, ale i pogoda, i choroba [przeziębienie] i muzyka w tle nastraja mnie do takich luźniejszych przemyśleń. Zdjęcie z artystami też adekwatne do tego co słuchałam, sama lub z innymi. Rano jeszcze z ipodem do pracy zawsze towarzyszyły mi po drodze Electrik Red na dobry i szybki początek lub Roisin i jej ukochane przeze mnie Let Me Know, wracając o 20/21 czasem później grała mi pięknie Jill Scott oraz Beyonce [zwłaszcza Broken hearted girl]. Do tego później jeszcze nowy album Alicii i jej Empire State of Mind (Part II), gdzie tak cudnie wyśpiewuje swoje New York New York...!! I oczywiście Un-thinkable (I'm Ready), to u mnie leciało non stop! Coldplay i Red Hot kojarzy mi się ze spotkaniami ze znajomymi, a Jamiroquai z moją kochaną turecką szaloną koleżanką ze szkoły i jej miłością do Jay Kaya. A dodatkowo jeden z pierwszych wspólnych utworów z pokoju nauczycielskiego, czyli Hush Hush od PCD (czyli po turecku - haszysz heh) i choć nie trawie zbytnio tego kawałka, tak wspomnienia mam bardzo pozytywne, bo czasem chodzi bardziej o wspomnienia, niż o samą muzykę... A na sen, miała dreaming playlista, a tam same smutasy, m.in., Katie Melua, Roberta Flack czy Corinne. Najlepsze na zimowe wieczory, kiedy zapominałam, że Święta niedługo... Madeleine Pyroux. Później usłyszałam najnowszy utwór od Tweet i odkopałam stare albumy by znowu powrócić do dobrej muzyki! Na koniec Mariah, kocham nowy album, nie dbam o promo, remixy, czy się sprzedaje czy nie, nowy album, to album, na jaki czekałam, dobre r&b w starym klimacie.
Turcja zdecydowanie, to dla mnie: najnowsza MC, najnowsza Alicia oraz Madeleine Peyroux. Trzy filary mojej muzycznej egzystencji w Turcji, więcej nie potrzebowałam!
Wszystkie te pierdoły nie po to by się przechwalać czymś [bo nie ma czym], ale raczej dowód na to, że od muzyki się nie ucieknie, nawet jeśli człowiek pracuje zbyt długo, a weekendy zapiernicza dalej do pracy... Nie da się, przynajmniej ja nie potrafię, uzależniona.
I co tu oszukiwać, pisanie, zwłaszcza rozmowa o dobrej muzyce, to jak przypływ świeżego powietrza dla mnie, brak było blogowania w tym stylu;)
Witam ponownie, mniej systematycznie, więcej błędów i nie o wszystkim, nadal za długie posty!, czasem posty o tym co było, a chciałabym coś więcej napisać. Tyle ode mnie.
Mam nadzieję, że dam radę tym razem;)

SWIETNIE, ZE WROCILAS !!!!!!!!!!
OdpowiedzUsuńŚwietne. Ba! Fantastyczne!
OdpowiedzUsuńCieszę się, że wróciłaś.
Pozdrawiam!
Dzięki Kochani! Nie spodziewałam się w ogóle komentarzy!;) także, wielkie dzięki za to, że nadal macie ochotę czytać te przydługie bazgroły w necie;)
OdpowiedzUsuńNie wiem na jak długo, ale postaram się pisać od czasu do czasu:)
Miłego weekendu!
Witam moją ulubioną blogowiczkę!
OdpowiedzUsuńPo długiej tułaczce, nareszcie powróciłaś do kraju pisać nam(oddanym czytelnikom) o tym co kochamy, czyli o muzyce. Twoje posty zawsze czytam z przyjemnością i nigdy nie są one dla mnie za długie:)
Pozdrawiam serdecznie!
Super, że wróciłaś Wik :) Co jakiś czas zaglądałam tutaj, żeby sprawdzić czy może znów piszesz.. Cieszę się, że mogę poczytać Twoje notki bo ten blog to dokładnie coś dla mnie :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Oj jak miło jest czasem wracać jeśli takie słowa się dostaje!;)
OdpowiedzUsuńRaz jeszcze dziękuje;) Tzn. że ma to jakiś sens, skoro chcecie czytać!!;) Postaram się na ile będę w stanie. Uzależniona od muzyki, pisania i czekolady - więc pielęgnuje swoje nawyki systematycznie heh;)
Dzięki za odzew, bo czasem trudno uwierzyć, że ktoś jest po drugiej stronie... a jednak;p!
Buźka!