Chyba wróciłam we właściwym momencie, gdyż właśnie dzisiejszej nocy rozdano w Stanach nagrody Grammy. Po moim dość szczegółowym opisie z zeszłego roku i niemiłych niespodziankach, jakoś odpuszczę sobie wchodzenie w zbędne szczegóły, kto, za co i komu się należały, a komu nie. Te nagrody już dawno straciły na swoim prestiżu w moich oczach, ale oczywiście zawsze będą wzbudzały we mnie mniejsze lub większe emocje, a to przede wszystkim z powodu czasem dość ciekawych występów. Wszyscy czekali zdaje się na wyjście Beyonce, Lady Gagi oraz wspólne wykonanie artystów dla Michaela Jacksona. Jeśli chodzi o mnie, to tak naprawdę żaden występ nie wzbudził we mnie oczekiwanego zachwytu.
Beyonce - If I were a boy i przeróbka You oughta know (Alanis Morissette):Hmm... niestety to chyba było pewne rozczarowanie wieczoru, ale to może dlatego, że ludzie wymagają tyle od Bee. Jak dla mnie wokalnie dość imponująco (choć wykrzyczane lekko wszystko było), wygląd na plus, ale reszta... w porządku, nic więcej. Ach, interesujące dość aranżacje, lubię jak podkręca atmosferę zmieniając swoje utwory i robiąc wokalne i muzyczne akrobacje. Jeśli chodzi o cover Alanis, to... trochę sponiewierała ten utwór... Pamiętam jak ta piosenka pojawiła się na rynku muzycznym i jak wielkie znaczenie miała dla samej Alanis. Po prostu nie pasuje mi to do mocno lukrowanej popowej Beyonce wijącej się na podłodze i wymachującą swoją blond czupryną. A taki człowiek starej daty ze mnie. Za duże artystyczne progi dla Bee, to zupełnie inna bajka. Nie jest to krytyka pod jej adresem, a raczej taka ogólna refleksja. Ktoś wczoraj na twitterku skomentował, że Beyonce ma problem z doborem dobrych piosenek do swoich występów... coś w tym jest jeśli spojrzymy na jej poprzednie wykonania. Z bardzo pozytywnych rzeczy (dla mnie mniej istotnych), zgarnęła aż 6 statuetek za swój album, nieźle. Pobiła rekord i obecnie posiada najwięcej nagród Grammy wśród piosenkarek.
Kolejny występ, który mnie lekko wzruszył, to Maxwell i Roberta Flack. Fanem Maksia, wiadomo jestem!, ale fanem Roberty... to już inna sprawa. Muzyka tej legendy towarzyszy mi od dłuższego czasu w moim życiu i za każdym razem zachwycam się nad subtelnością jej kompozycji, nad tym ile razy piosenki w jej wykonaniu zostały następnie przerabiane przez młodsze pokolenie artystów, jej talent jest niepodważalny, a sama jej postać jest dla mnie pierwowzorem Alicii Keys. Poniżej Maxwell z Robertą:
Jak dla mnie bardzo przyjemny występ, ale oczywiście jeśli patrzę na to przez pryzmat Beyonce, Gagi, Pink... to oczywiście brak fajerwerków. Jednak tak to już jest, że są artyści od widowisk i chwała im za to, ale też czasami po prostu warto docenić artystów, którzy wychodzą, śpiewają i dają z siebie też wszystko bez zbędnych popisów. Dla mnie ten występ właśnie należy do tej drugiej kategorii.
Wszystkich tak naprawdę zszokowała Pink. I choć wielkim jej fanem nie jestem, trzeba przyznać, że dosłownie i w przenośni heh z góry spojrzała na występy Beyonce czy Gagi. Zaskoczyła. Fakt, że półnaga heh, ale co tam, to przecież Pink;)Właśnie obejrzałam występ Black Eyed Peas i jak ich muzyka jest cieniem ich wcześniejszych dokonań, to... nie patrząc na wszelkie recenzje i spuszczając trochę z tonu, poszło im całkiem przyzwoicie! Aż się noga sama rusza, jak to powiedziała kiedyś moja siostrzenica, lat 6, słuchając utworu P.Diddy'ego;)
Nie można też zapomnieć o hołdzie złożonym MJ. Tym razem odśpiewano Earth Song - Celine Dion, Usher, Carrie Underwood, Jennifer Hudson oraz Smokey Robinson. Podoba mi się, że nadal możemy usłyszeć fragmenty zaśpiewane przez Michaela, cudowny utwór, pamiętam jak święcił tryumfy na listach przebojów...
Czegoś zabrakło tutaj, wiem, że skupiono się na tych efektach specjalnych, ale po co... nie każdy ma te sprytaśne okulary heh;) Co do nagrody i szczególnych podziękowań od dzieci Michaela... to myślę, że mogli by sobie odpuścić, to tylko dzieci, po co znowu...
Na samo koniec występ Mary J. Blige z Andreą Bocelli, którzy wspólnie wyśpiewali, Bridge Over Troubled Water:
Jak zwykle Mary dała z siebie wszystko, ale ostatnimi czasy czegoś mi brak u niej... Kocham i ubóstwiam Mary, ale czuje, że się artystycznie wypaliła (nie ona jedna zresztą). Z drugiej strony trudno się jej dziwić po tylu latach na scenie.
Poza tymi występami można było podziwiać jeszczenadzieje hip-hopu, Drake'a, Eminema, Lil'Wayne'a, Jamie Foxxa... Na tym jednak poprzestanę, tylko to było w miarę ciekawe. No i Gaga z sir Eltonem - nieźle, naprawdę, zmieniam trochę nastawienie do Gagi. Przesadza, ale może coś z tego więcej będzie, kto wie...
Na samo koniec występ Mary J. Blige z Andreą Bocelli, którzy wspólnie wyśpiewali, Bridge Over Troubled Water:
Jak zwykle Mary dała z siebie wszystko, ale ostatnimi czasy czegoś mi brak u niej... Kocham i ubóstwiam Mary, ale czuje, że się artystycznie wypaliła (nie ona jedna zresztą). Z drugiej strony trudno się jej dziwić po tylu latach na scenie.
Poza tymi występami można było podziwiać jeszcze

Z występów na pewno na plus Maxwell & Roberta Flack(uśmiech na mojej twarzy się pojawia jak sobie pomyślę, że sporo ludzi wczoraj było przekonanych, że z Maxem śpiewa Gladys Knight, lol). Nie było żadnych akrobacji i fajerwerków, tylko dwa niesamowite głosy razem. Czasem więcej nie trzeba;)
OdpowiedzUsuńKolejnym występem, który mi się spodobał to była P!nk. Tutaj z kolei akrobacje i głos. Bardzo fajnie jej to wyszło i jak najbardziej na plus. Nawet ta piosenka zyskała u mnie przez ten występ.
GaGa i Elton też bardzo fajnie. GaGę często skreśla się z góry za te jej zwariowane ciuchy i muzykę, która tworzy. Jednak z każdym nowym występem pokazuje, że to wszystko co robi ma jakiś sens i jest jakaś metoda w tym całym szaleństwie. Na pewno szybko o niej nie zapomnimy.
Reszta występów ok... teraz same nagrody.
Maxwell wygrał 2 statuetki - w pełni zasłużone:) Ciężko uwierzyć, że to jego pierwsze nagrody Grammy. Facet przecież robi kawał dobrej roboty już od dłuższego czasu. No cóż, lepiej późno niż wcale.
Gratulacje dla Beyonce, bo zgarnęła aż 6 nagród i o ile się nie mylę, tym samym ustawiła nowy rekord.
Reszta przyznanych nagród też raczej trafiła w zasłużone ręce. Zastrzeżenia mam jedynie co do kategorii:
*Best New Artist - tutaj nagrodę powinna dostać Keri Hilson, albo MGMT
*Best Female R&B Vocal Performance należało się Melanie Fionie z jej "It Kills Me"
*Best Rap Album to już w ogóle żart. Tutaj zamiast Eminema, nagrodę powinien dostać Q-Tip lub Mos Def
Największym rozczarowaniem jednak okazała się kategoria Album Of The Year. Taylor Swift? Really? Beyonce lub Lady GaGa powinna dostać tą nagrodę. Całkowicie nie rozumiem tej całej fascynacji Swiftówną - głosu wielkiego nie ma, śpiewa o księżniczkach i zamkach i w ogóle ta jej płyta nie pasuje mi do tej kategorii. Gdzie był Kanye, jak go było potrzeba? lol
Dzieki za komentarz, w pełni się zgadzam. Jeśli chodzi o brak dotychczas nagród dla Maxa, to aż nie chce mi się wierzyć... i dlatego te nagrody mnie już kompletnie nie wzruszają choć oczywiście zawsze człowiek się lekko podwkurzy otumaniony nagonką, że to muzyczne Oscary [choć Oscary to też... no własnie].
OdpowiedzUsuńDla mnie najwieksze nieporozumienie, TS, oczywiscie, ale to USA... ja nawet nie wiem co ona spiewa;] Zagubilam sie w tym wszystkim. Dla Gagi badz Bee nagroda sie nalezala, zwlaszcza dla tej pierwszej. Co do Gagi, no wlasnie... konsekwentnie zaskakuje... zobaczymy jak dlugo;)
Heh kocham ten komentarz z Kanye, wszyscy wczoraj na twitterze nagle sobie o nim przypomnieli heh;) Only Kanye;p