Jednym z najlepszych albumów jaki usłyszałam w tym roku, to krążek Corinne Bailey Rae. Wybaczcie, że nic nie napisałam o niej wcześniej, zawsze pomijałam występy na żywo i teledyski, ale szykowałam się na jedną z moich licznych słynnych pseudo recenzji, do której napisania nie doszło... może jeszcze, nadzieja się tli we mnie nadal, duh. W każdym razie dzisiaj zobaczyłam występ Koriny w pewnym show, gdzie wykonała , piosenkę, która diametralnie? różni się od tego, czego możemy się po tej artystce spodziewać. Nie jest to jeden z moich faworytów z tego albumu, ale wykonanie na żywo powalające...
Corinne i jej The Blackest Lily z albumu The Sea:
Wiem, że wiele osób uważa Korinę za nudną artystkę i... no dobrze, poniekąd rozumiem. Jednak JAK ona smuci, smęci tym delikatnym wokalem, przygrywa na gitarce od czasu do czasu i te teksty... zwłaszcza na tym albumie. Nie, bunt na pokładzie, jeszcze napiszę recenzję, muszę się zmobilizować [w głowie kilka innych], ale ten album... ach, love it. Poniżej jeden z 2? utworów właśnie, który ubóstwiam... I'd Do It All Again, wersja na żywo:
I co tu więcej dodawać? Może tyle, że za szczerość przekazu i słowa, ubóstwiam ten kawałek. A samo wykonanie proste i klimatyczne, tak jak piosenka.
I babskie gadanie, ale te jej włosy mnie zawsze zachwycają heh;)

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Napisz coś od siebie.